czwartek, 11 grudnia 2014

Jakby to du*ło to jest ci*l... A tych choinek nie ma!

W życiu każdego człowieka przychodzi moment w którym coś się kończy... O wielkim szczęściu może mówić ten, któremu właśnie skończyło się czekanie w kolejce, zajęcia na uczelni albo długo oczekiwany okres spłaty telefonu kupionego w promocji za złotówkę. Ale niestety... Życie jest tak skonstruowane, że często kończy nam się coś, dzięki czemu jesteśmy szczęśliwi... To właśnie spotkało również i mnie... W dzisiejszym wpisie postaram się zatem doradzić Wam co zrobić w sytuacji, gdy skończy nam się... kawa!

No i pech! I to wielki... Dzisiejszy wpis zacząłem pisać ponad miesiąc temu, podczas gdy moje wspaniałe życie kręciło się wokół tej przecudnie aromatycznej imigrantki z czarnego lądu... Ah, co to były za czasy... W ostatnim okresie postawiłem jednak na szereg zmian w moim żywocie, a nowa dieta, będąca jedną z nich, nie toleruje niestety kompromisów...Stąd też mój romans z ponętną czarnulką jest obecnie zakończony. 

Proszę mnie jednak nie wyzywać od trolli! Doskonale zdaję sobie sprawę, że wstęp posta jest bardzo jednoznaczny, a zespół odstawiany nękający moją skromną osobę już dawno minął... Nie oznacza to jednak, że nie pamiętam jak to było! A ponieważ nie mam nawyku usuwania rozpoczętych postów - również i dzisiaj stanę na wysokości zadania i poratuję Was jedną, ale jednocześnie bardzo cenną radą!

Całą procedurę należy rozpocząć od odpowiedniego przygotowania. Musimy tutaj pamiętać, że nawet jaskiniowiec obmyślający budowę przyszłego koła, podczas całego etapu tworzenia przeprowadził szereg zawiłych obliczeń, rozrysował kilka skomplikowanych schematów i dokonał paru niebezpiecznych reakcji chemicznych... Jak się pewnie domyślacie, w ten sposób powstała wódka! Każda wielka rzecz potrzebuje bowiem odpowiedniego katalizatora. Mam więc nadzieję, że ten przykład wzięty żywcem z naszej historii, uświadomi Was o ogromnej wadze przygotowań. 

Nie zważając na to, czy jesteś kobietą, czy mężczyzną, Twoim pierwszym zadaniem jest pójście do lasu. Podczas mrozu, słoty i ogólnie pojętej złej pogody pamiętaj oczywiście o solidnym ubraniu! Gdy dotrzemy już do upragnionego celu, musimy zebrać kilka sosnowych igieł - najlepiej z samego szczytu drzewa, im wyżej rosnące, tym lepsze. Uzbrojeni w owe artefakty możemy chyżo udać się w kierunku najbliższego stawu, celem pozyskania świeżych wodorostów. Może wyda Wam się to bezsensowne, ale obie wcześniejsze czynności są tutaj bardzo ważne... W momencie, gdy dysponujemy już świeżą roślinnością stawową i pachnącym sosnowym igliwiem z wierzchołka najwyższego drzewa w okolicy, możemy przejść do decydującej fazy... Dotleniony na świeżym powietrzy organizm jest teraz gotowy... Płynąca w naszych żyłach krew szybko natlenia wszystkie potrzebne mięśnie... Jesteśmy gotowi do działania! Teraz możemy udać się do sklepu, aby kupić kawę - aby w zaciszu ciepłego domu ponownie przyrządzić sobie cudny napar! Wierzę w Was!

P.S. Gwarantuję, że poświęcony czas i wysiłek pozwolą cieszyć się Wam filiżanką kawy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej! Poradnik niepoważny - mode off.

3 komentarze:

  1. Hahaha, no ładnie, ładnie. :D Jestem tu pierwszy raz i od razu spodobał mi się Twój styl pisania. :)
    Ja jednak, gdy pewnego dnia, w moim domu zabraknie "ponętnej czarnulki", postanowię wrócić do łóżka i spać tak długo, aż się wyśpię i nie będzie mi ona potrzebna. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Ponętna czarnulka? Zajebiste określenie na kawę :D Ja tam jakoś potrafię się bez niej obyć :) I faktycznie, samo ruszenie tyłka z domu już pomaga się ogarnąć i wszelkie energetyczne "dopalacze" są wtedy zbędne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dżius... no czytam, bo myślę sobie, że w końcu ktoś napisze coś sensownego w kontekście odwyku od kawy a tu...masz;]
    fajnie się Ciebie czyta, dzięki za odwiedziny na moim blogu!

    OdpowiedzUsuń