piątek, 22 marca 2013

Utopić Marzannę!

Nie ma nic lepszego od niedzielnego poranka, podczas którego budzi się z zapachem kobiecych perfum na koszulce... Ale jeszcze lepsze jest to, że... Tak właściwie to dzisiaj jest czwartek... (albo przynajmniej był wczoraj, gdy rozpoczynałem pisanie tego postu...) Dobra, moje drogie papingi - cały czas wydaje mi się to odrobinę, a nawet bardzo kiczowate, ale rozpoczynam kolejny durny wpis!


Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w znacznym stopniu pochlebiam własnej osobie określając publikowaną przeze mnie treść jako "durną", ponieważ nie dorasta ona do pięt wszechobecnej, internetowej durnocie, ale jak zwykłem powtarzać w takich sytuacjach - skromność nie należy do jednych z moich wad. Zbytnio nie przedłużając, przechodzę więc do sedna mojego dzisiejszego wpisu, na końcu którego czeka na Was mała niespodzianka...

czwartek, 14 marca 2013

Habemus papam!

Ponieważ każdy chcący pozostawić swój ślad w tym dziwnym i skomplikowanym tworze zwanym Internetem... Jezu... właśnie oglądałem skok ze spadochronem z penisem w pochwie... Ekhm, chciałem przed chwilą powiedzieć, iż każdy szanujący się bloger powinien posiadać własny znak rozpoznawczy, taki jak chociażby oryginalne powitanie... Po usilnych kontemplacjach doszedłem więc do wniosku, że najgłupszym co można wymyślić będzie coś w stylu:

Witajcie moje drogie papingi!



Mimo jednoznacznego tytułu posta, nie będę Was dzisiaj nudzić moimi dywagacjami na temat papieża. Nie za bardzo przepadam bowiem za celebrytami... Być może jako nazbyt pewny siebie bloger-nowicjusz, nie lubię po prostu konkurencji? Nie zamierzam jednak ukrywać, że niemałą frajdę sprawiało mi wczoraj śledzenie facebooka, gdy zaraz po ogłoszeniu tożsamości nowego zwierzchnika kościoła katolickiego, jak grzyby po deszczu pojawiały się fanpage "Franciszka", które z każdym odświeżeniem strony zyskiwały kolejne setki like'ów. Bawi mnie taka forma manifestacji własnej "religijności", polubienie wirtualnego profilu człowieka, o którym wie się jedynie tyle, że został przed chwilą papieżem, utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że - wszyscy jesteśmy hipokrytami. A teraz zapraszam na właściwą część mojego posta:

piątek, 8 marca 2013

Jak ja nie lubię świąt komercyjnych...

Cześć, czołem, głową i stołem!

Właśnie miałem pójść spać, ale nieeee... musiało mi się jeszcze zebrać na refleksje! Ba! Postanowiłem nawet upublicznić to wszystko na moim blogu! Aż sam się czasami dziwię jak wielkimi ekshibicjonistami są ludzie... No, ale cóż... wiadomo nie od dziś, że wbrew temu co śpiewa Rysiek Rynkowski, życie nie jest nobelon... bo życie to je bitwa - na gosy!

Jak zapewne wiecie po przeczytaniu mojego ostatniego wpisu (oczywiście nie tego wrzuconego ze 2 tygodnie temu "czegoś", bo postem nazwać tego nie możemy, a przynajmniej ja nie zamierzam tego robić) obecnie urzędujący papież podjął najtrudniejszą w swoim życiu decyzję - o abdykacji, a przelatujące nieopodal ziemi kosmiczne skały postanowiły wpaść do nas z wizytą....  Przyznam szczerze, że sam nie spodziewałem się takiej reakcji, ale jak widać, mimo mojej nadmiernie przerośniętej pewności siebie, w dalszym ciągu za mało jeszcze doceniam wartość własnego słowa pisanego. Boję się aż pomyśleć co się stanie po publikacji dzisiejszego wpisu...